niedziela, 11 maja 2014

Rozdział III 

Ukochany brat 

Solas nie zmrużył oka tej nocy. Nie mógł spokojnie spać dręczony myślą, że coś zagraża Mirabilli. Po długiej, i męczącej nocy nadszedł różowy brzask książę elfów przyodziany w białą szatę z zielonymi wzorami oraz z zieloną peleryną narzuconą na ramiona; u boku zaś zwisał mu miecz schowany w skórzanej brązowej pochwie. Gdy był już gotowy zszedł na dół by przygotować wszystko do podróży. Posłał jednego ze strażników by obudził jego brata. Nie zgadzał się z decyzją ojca, że musi go zabrać ze sobą. Martwił się o niego był młody nie przeszedł jeszcze szkolenia. Książę zabrał na dziedzińcu kilku żołnierzy. Piechota zaś liczyła nie więcej niż ośmiu zbrojnych tak by nie rzucać się zbytnio w oczy, ale nie tyle dużo by mogli oni broniąc książąt Derindel. Przygotowawszy konia do podróży wyszedł ze stajni na dziedziniec. Był on w kształcie koła o podłożu srebrnym ozdobionego mistycznymi wzorami. Dookoła dziedzińca rozciągała się arkada o białych kolumnach po których to pięły się różne rośliny.  Po środku zaś rósł najstarszy dąb w całej krainie. Pod wielką rozłożystą koroną, która rzucała przyjemny cień czekała na Solasa piechota, a niedaleko nich stał Erin.
- Zbytnio go rozpieszczasz.  Robi się słaby.
Zauważył Solas gdy Erin podchodząc di niego czule głaskał swego konia po pysku. Młody książę obrzucił oburzonym spojrzeniem brata.
- To nie prawda. Nie słuchaj go Szary Wichrze jesteś silny.
Szary Wicher nie był zwykłym koniem. To istota była Rakaszą. Żywiołakiem wody złączonym z istotą żywą w tym przypadku konia. Rakasza mógł przybierać różne formy zwierząt najbardziej jednak wlał ta postać. Tą właśnie istotę Erin uratował od niechybnej śmierci. Mając dziewiędź  lat  książę uczył się strzelać z łuku. Szło mu niezbyt dobrze, ale był zdeterminowany, i tak łatwo się nie poddawał. Pewnego dnia  zgubił w lesie strzałę która to wraz z innymi była specjalnie dla niego wyrzeźbiona. Tak więc gdy strzelił, a ona minąwszy cel pomknęła w dal w gęstwiny musiał po nią pójść. Po mozolnych poszukiwaniach znalazł ją wbitą w ziemię, ale prócz strzały zobaczył coś jeszcze. Nie daleko zaledwie kilka metrów od strzały rosły cierniowe krzaki  o kolcach tak ostrych, że sięgały krwi, a wśród nich uwięziony był koń. Szare zwierzę o błękitnych jak lazur oczach patrzyło na niego błagalnie. Erinowi nie przeszła nawet myśl by go pozostawić na  samotną, i powolną śmierć. Porzucił łuk, i strzały i wszedł w cierniową pułapkę by go uwolnić. Koń pozostawał cały czas bezruchu gdyż przez tak gęste pnącza nie mógł się ruszyć. Sierść szarą jak popiół zdobiły palmy krwi. Długo trwało nim go oswobodził ale udało mu się, i wyszedł ze zwierzęciem pokaleczony z pułapki śmierci. Rakasza w podzięce za uratowanie życia naznaczyła go znamieniem połączenia. Był to zwór ciągnący się od nadgrastka do łokcia po wewnętrznej stronie pięknymi, i starymi jak sama kraina znakami wody i lasu.  Ta chwila przypieczętowała  ich los. Szary Wicher czuł emocje swego pana, i mógł z nim rozmawiać w myślach z innymi mówił słowami, ale robił to bardzo rzadko, i tylko wtedy gdy miał ku temu ważny powód.
Erin dosiadł konia, i patrzył jak brat poprawia uzdę swemu wierzchowcowi.
- Erin.
Usłyszał obok głos ojca. Spojrzał na niego, i napotkał spojrzenie pełne ciepła.
- Tak?
On chwycił syna mocno za dłoń, i spojrzał mu w oczy.
- Bądź ostrożny, i pilnuj brata czasem bywa zbyt porywczy.
 Obaj spojrzeli na Solasa, który dosiadał właśnie konia.
- Dobrze
Król Eular uśmiechnął się do syna. Złapał go za kark, i przybliżył do siebie po czym ucałował w czoło.
- Wracajcie jak najprędzej.
Erin poprawił przechyloną na bok srebrną koroną z zielonymi liśćmi na głowie ojca, i skiną mu głową. 
Solas dał znak do odjazdu, i wszyscy ruszyli z głośnym tentem ku bramie. Erin poprawił się na siodle, i ruszył za bratem. Po kilku sekundach zrównał z nim  gdy w samo przekroczyli drugą bramie, i skierowali się na wschód. Dotarcie do miejsca wskazanym wieczorem przez ojca zajęło im kilka godzin w zupełnej ciszy. Gdy wjechali na wschodnie tereny Lasu Firien niemal od razu poczuli coś niepokojącego w powietrzu. Erin czuł dziwną energię jakby smolistą mgiełkę osiadającą na jego ciele powodując, że oddychanie stało się ciężarem, a w sercu zagościł lęk.
- Solas.
 Powiedział cichym zlęknionym głosem, i spojrzał na brata.  Na czole jego dostrzegł błyszczące w słońcu krople potu.
- Też to czujesz? Nic dziwnego, że wszystkie zwierzęta stąd uciekły.
Solas przybliżył się do brata. Zobaczył bowiem strach w jego oczach.
- Bądź blisko mnie.
On skiną głową, a troska brata spowodowała, że strach się zmniejszył.
Wyjechali z linię drzew na polanę na środku, której stagnowało niewielki jezioro. Trawa na polanie była wyschnięta i ciemna. Chrzęściła pod kopytami koni niebo zaś nad wodą jedynie było czarne jak przed burzą.
Solas spojrzał do tyłu.
- Bądźcie czujni.
Rozkazał, i stępem ruszyli przed siebie.
- To..... Co to jest?
Zapytał jeden z żołnierzy gdy stanęli. Erin zszedł z konia, i podszedł bliżej jeziora. Gdy prawie dotykał już wody brat szarpną go to tyłu, że poleciał mu w ramiona.
- Nie podchodź.
Soals zacisną mu dłoń na ramieniu.
- Wszystko jest martwe.
Wody jeziora były bowiem ciemne, i mętne, a ryby które je zamieszkiwały dryfowały teraz bez ducha na powierzchni.
Nagle Erin usłyszał trzask gałęzi, a gdy spojrzał w stronę wierzby rosnącej przy brzegu zobaczył kobietę wychodzącą niepewnie za jej pnia.
Erin zerkną na Solsa, który w dłoń zaciskał na rękojeści miecza. Prześlizgną jeszcze spojrzeniem po piechocie, i zobaczył miecze dzierżące w każdej dłoni zbrojnego elfa. Książę zabrał dłoń z miecza, i machną na towarzyszy by ci swoją opuścili.
- Kim jesteś?
Zapytał książę Derindel stojącą przy wierzbie płaczącej kobietę ubraną w czarną suknie z również w tym samym kolorze włosami niedbale spływającymi po jej ciele, aż do ud. Obejmowała się rękoma, i zgarbiona patrzyła na nich z lękiem tlącym się jak płomień świecy w fioletowych oczach.
- Na imię mi Moras panie.
Głos kobiety drżał, a gdy Solas chciał do niej podejść, i jej pomóc ta cofnęła się do tyłu.  Książę wyciągnął przed siebie dłoń, i szedł powoli nie chcąc jej bardziej przerazić.
- Spokojnie. Co tu robisz?
Moras rozpłakała się na jego słowa. Solas znalazł się blisko niej, i zamkną w ramionach.
- Jesteś bezpieczna wiesz co tu się stało?
Moras podniosła głowę, i spojrzała na jego twarz.
Był pięknym młodzieńcem o oczach koloru wiosennej trawy, i czarnych włosach okalającymi jego czoło. Opuścił ręce, a wtedy ona zobaczyła pierścień na jego palcu lewej dłoni. Był koloru srebrnego o okrągłym kształcie. Po środku widniał herb Derindel. Był to dąb, a nad nim korona zaś w niej znajdował się mały jak łza kamień.
- Ty jesteś  książę Solas  następca tronu Derindel.
- Tak.
Odpowiedział krótko, a to jedno słowo zmieniło wszystko.
Na twarzy Moras pojawił się uśmiech. Nagle uniosła ręce  do góry, a spod ziemi gdzie stał Soals wystrzeliły grube jak sznury korzenie wierzby. Książę Solas krzyknął gdy korzenie obwiązały się wokół jego nóg, i uniosły do góry, i zaczęły pełzać po ciele jak węże zaciskając się mocno.  
- Bronić książąt!
 Wykrzyknał jeden z żołnierzy rzucając się do ataku zaś inni dobyli swe miecze, i poszli w jego ślady.
Solas szarpał się chcąc się uwolnić lecz im więcej to robił bym silniej zaciskały się więzy.
Moras podeszłą do niego i zabrała mu pierścień z palca. Nagle usłyszała cichy świst. Umknęła strzale, która przeleciała centymetr od jej głowy. Prędko dobyła w dłoń miecz Solasa, i wystrzeliła go do przodu. Żołnierz nadział się na ostrze, a po srebrnej klindze zaczęła cieknąć krew. Kobieta wyciągnęła miecz z jego ciała, i zatopiła w następnym.
Erin w tym czasie pobiegł do brata. Wyciągnął za pasa sztylet, i zaczął przecinać w panice korzenie.
Po chwili brat upadł na ziemię. Zdążył jednak tylko odebrać oręż od Erina gdy znów został poderwany do góry.  Liany wierzby obwiązały go i unosiły nad wodą głową do dołu. Moras stała zaś na brzegu w wyciągniętą ku niemu dłonią. Erin rozejrzał się szukając pomocy, ale zobaczył jedynie martwe ciała elfów skopane we własnej krwi z przerażeniem na twarzy.
- DZiękuję ci za dar książę Solas, i szkoda że musze zrobić to.
Z jej słowami z jeziora wystrzelił czarny wodospad tworząc kule wody. Wierzba puściła Solasa, a ten z krzykiem rozdzierającym serce młodszego brata wpadł do niej.
- Solas!
Krzyknął Erin, a jego brat spojrzał na niego z przerażeniem. W panice poruszał ustami, ale żadne słowo nie doszło do Erina.
- Pożegnaj się bo więcej go nie ujrzysz!
I opuściła dłoń a kula runęła w dół, i wpadła do jeziora i utonęła w głębinie z uwięzionym w środku księciem elfów.
- Nie!
Erin wbiegł do jeziora pełnego martwych ryb w desperacji, że uratuje brata. Nie było na to cienia nadziei.
Poczuł nagle mocne uderzenie w tył głowy. Świat zawirował mu przed oczami, a on stojąc po kolana w brudnej wodzie wpadł do niej. Do ust wlała mu się woda a na oczach usiadła zasłona ciemności.





sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział II 

Wschodnie kresy Firien

Kłótnie na świcie są wszędzie nawet w magicznej Krainie Elfów.
- Tchórz
 Wykrzyczał książę elfów w sali tronowej, a jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Nie jestem tchórzem!
Bronił się młodszy brat przed fałszywym oskarżeniem.
- Książę Erin to mały chłopiec, który wszystkiego się boi.
Kpił dalej z niego Solas obserwując przy tym jak drugi książę robi się czerwony na twarzy ze złości. Tak naprawdę Erin nie miał bojaźliwego serca lecz był dzielnym chłopcem, który mając zaledwie dziewięć lat, a już ocaliwszy życie pewnej istocie. Dlatego też był wściekły gdy brat obrzucił go takim oszczerstwem.
- Pożałujesz!
I rzucił się ze wścieklościa równą wrogowi chłopiec mający dwanaście lat na starszego o pięc lat brata. Solas lubił drażnić brata, i gdy ten już opuszkami palców dotykał jego białej szaty z zielonymi zdobieniami obrócił się wokół własnej osi, i usuną z drogi. Erin zbyt pochłonięty myślą by dorwać brata nie spodziewał się, że ten mu umknie, i potknowszy się o jego nogę runą do przodu. W momencie, gdy jego ciało zetknęło się z ziemią w uszach zabrzmiał mu śmiech brata. Zły na siebie, że dał się tak upokorzyć szybko wstał, ale zanim zdążył go dopaść ten chwycił go za głowę, i trzymał od siebie na długość ramienia.
Bez żadnego ostrzeżenia drzwi do sali otworzyły się, i do środka weszła królowa Amaria ich matka. Solas, gdy ją ujrzał puścił brata, a gdy ten poleciał do przodu chwycił go za kołnierz szaty i wyprostował.
- A co tu się wyprawia?
Królowa stanęła, i karciła spojrzeniem złotych oczu swych synów.
- Nic matko.
Powiedział Solas choć wiedział, że kłamstwo ani trochę mu nie pomoże. Amaria była mądrą i piękną elfką. Złote oczy zawsze pełne miłości teraz patrzyły ponuro. Jasne blond włosy spływały po ramionach, aż za talię związane w ścisły warkocz na czubku zaś głowy widniał srebrny diadem z ozdobami białych kwiatów, i liści w kolorze zieleni.
- Znowu się bijecie.
- Tak ale...
Próbował się wytłumaczyć starszy syn, ale to było daremne. Ich matka nie lubiła patrzeć jak jej synowie biją się czasem, aż do kropel krwi o różne głupoty.
- Żadnego "ale" mam już dość waszych bójek, które w końcu doprowadzą do...
Erin na  którego w tym momencie spojrzała  z bojaźnią wystąpił przed Solasa.
- Nic mi nie jest.
Chłopak po swej matce odziedziczył kolor włosów, ale oczy miał koloru zieleni jak wiosenna trawa kwitnąca wiosną takie, też oczy miał Solas, oraz ich ojciec.
- Jeszcze nie. 
Matka pogroziła im palcem. Solas podszedł do niej, i ucałował w policzek. W momencie, gdy się odsunął dołączył  do nich Eular. Król Mirabilli.
- Macie słuchać się matki od dziś żadnych bójek dla zabawy zrozumiano?
- Tak
Wyrzekli obaj bracia.
Ojciec nagle zrobił się nieobecny. Założył on ręce do tyłu i zaczął chodzić po sali.
Pomieszczenie zamiast sufitu z kamienia miało okrycie z koron dębów, które rosły dookoła Derindel. Gałęzie splatały się ściśle w górze tworząc zwartą konstrukcje. Okna były w kształcie łuków w, których na ciepłym wietrze powiewały jedwabne białe zasłony. Po środku sali tronowej ciągnęła się arkada białych marmurowych kolumn oplecionym winoroślami na końcu zaś znajdował się tron którego krzesło było oplecione gałęziami, a na czubku rosły czerwone kwiaty.
Król ubrany był w złotą szatę, a jego zielona peleryna tańczyła mu wokół nóg, przy każdym jego ruchu. Stanął on przy oknie, i spojrzał w dal.
- Jeden członek Per-Sirabell powiadomił mnie o dziwnych zjawiskach w Lesie Firien na wschodzie.
Solas zaniepokojony jego zachowaniem, i słowami podszedł bliżej niego, i stanął obok.
- Co masz na myśli ojcze?
Król Eular odwrócił się w stronę syna.
- Podobno zwierzęta uciekły z tamtych ziem, i nie zbliżają się do granicy. Ptaki nie szybują nad wierzchołkami drzew. Wszystko zamarło jakby zagościła tam śmierć.
Wszystkich zebranych zaniepokoiły te informacje.
- To przerażające.
Odezwała się cichym głosem Amaria.
Elfy były leśnymi stworzeniami, i swą siłę, i moc czerpały z lasy tak jak korzenie drzewa pobierają wodę z gleby. W momencie, gdy las cierpiał oni słabli.
- Chcę abyś tam pojechał, i zorientować się co się dzieje.
Solas z powagą skiną ojcu głową.
- To niebezpieczne.
Amaria podeszła do syna, i położyła mu dłoń na ramieniu. Solas spojrzał na nią z uśmiechem, a czarne kosmyki włosów spłynęły mu na oczy.
- Nie pojadę sam wezmę ze sobą małą piechotę
- I Erina
Dopowiedział Król Derindel.
- Co?!
Wykrzyknęli równocześnie Solas, i Amaria. Wszyscy spojrzeli na chłopca stojącego cicho za nimi.
- Twój brat pojedzie z tobą.
Eular spojrzał czule na syna, a ten odpowiedział mu nikłym uśmiechem.
- Ojcze wybacz, ale on jest zbyt młody.
- A ja nie wyrażam na to zgody.
Powiedziała stanowczo Amaria.
- Erin może, i ma nie wiele lat, ale musi się nauczyć, że obowiązki księcia to nie tylko pojedynki.
Ostatnie słowa podkreślił na co Erin spuścił wzrok ze wstydu, że nie usłuchał go.
- Eular on nie pojedzie.
Mężczyzna wyciągnął dłoń, i położył ją na policzku ukochanej żony.
- Amario wiem, że się martwisz ale przy boku brata żadna krzywda go nie dosięgnie.
Matka chłopców spojrzała na nich obojgu z matczynym ciepłem w oczach.
- Obyś się nie mylił.
Amaria ze spuszczoną głową wyszła z sali tronowej. Eular ze zbolałym wzrokiem patrzył na nią nim nie znikła za drzwiami. Przeczesał wtedy grube czarne kręcone do ramion włosy.
- Wyruszacie jutro o świcie.
Powiedział twardo, i ruszył ciężkim krokiem za żoną.Solas podszedł do Erina, i rozczochrał mu włosy po czym uciekł ze śmiechem na ustach.
Chłopak czekał aż straż zamknie za nim drzwi, a gdy usłyszał trzask puścił się biegiem na tył sali tronowej. Ukucnął przy ścianie, i zaczął wyjmować obluzowane cegły. Gdy przejście było na tyle szerokie by mógł się przecisnąć położył się na ziemi, i przeczołgał na zewnątrz. Od razy zaatakował go ogromny szum wodospadu znajdującego się zaledwie trzydzieści metrów od pałacu.
Derindel otoczony był dookoła pięknymi, i ogromnymi dębami. Do pałacu można było dostać się jedynie przez most. Na początku znajdowały się kolumny po obu stronach połączone jakby koronką z liści, i kwiatów pnącymi się ku górze. Od tej bramy ciągną się most z niskim murkiem aż do drugiej bramy, której strzegło dwóch strażników. Za pałacem znajdowała się góra z, której spadał wodospad czystej przejrzystej wody wpadając do niewielkiego jeziorka, który to dawał początek wodom Beleriandu ciągnącymi się zawile strumieniami po całej Mirabilli.
Erin z powrotem starannie wsuną cegły by nikt nie znalazł jego tajemnego przejścia. Wsuną w szczelinę ostatnią cegłę po czym z uśmiechem na twarzy zaczął zbiegać po małym zboczy aż do kamieni, które otaczały ów jeziorko. W momencie gdy postawił stopę na śliskim kamieniu stracił równowagę, i wpadł do wody. Podniósł się powoli, i stawiając opór burzącej się wodzie wyszedł na brzeg. Cały był mokry, a spodnie były brudne od mułu, i rozdarte na kolanie gdzie przez materiał ciekła krew ale Erin się tym wcale nie przeją. Pobiegł utykając na lewą nogę do skalnej ściany. Zatrzymał się przy niej, i spojrzał w górę. Musiał daleko odchylić głowę by móc dostrzec szczyt ściany. Potem złapał wystający kamień, i zaczął się wspinać. Woda uderzała go po ciele, ale chłopca bardziej to rozbawiało niż przeszkadzało w wędrówce do celu. Przychodził tu wiele razy, gdy miał tylko możliwość wymknąć się z pałacu. Po kilkunastu minutach wspinaczki dotarł wreszcie na półkę skalną. Podciągnął się i wszedł na nią zalany potem. Usiadł zasapany na skraju, i spuścił nogi w dół. Było bardzo wysoko tak, że ponad wieżami pałacu, i czubkami drzew widział w oddali wieże dworu Galar Durs. Erin kochał to miejsce, i uwielbiał tu przychodzić. A zaczęło się to od tego, że pewnej nocy zapatrzony w wodospad mając nie więcej niż pięć lat słuchając przy tym historii o wojnach i dzielnych elfach z ust matki wypatrzył ów półkę oblaną srebrzysta poświatą księżyca, i postanowił, że kiedyś tam wejdzie. Rósł, a przy tym szukał najlepszej drogi do wodospady by nikt go nie widział. Zrobił tajne przejście w sali tronowej, i odnalazł najbezpieczniejszy szlak na półkę. Mając jedenaście lat pewnego jesiennego poranka, gdy wszyscy jeszcze byli pogrążeni we śnie on wymknął się z pałacu Derindel, i postanowił wejść na półkę. Droga po ścianie była mozolna, i trudna, a przeprawa kosztowała go wiele sił, i bólu. Nie obeszło się też bez zadrapań i przetarć od ostrych skał, ale mały książę wierzył, że mu się uda, i tamtego ranka dokonał tego, i wszedł na skalistą półkę. W chwili, gdy na niej stanął zakochał się w widoku jaki się przed nim rozciągał. Od tamtej chwili wchodzi tu w tajemnicy przed wszystkimi i podziwia Mirabilli. którą kiedyś przyjdzie mu rządzić.



wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział I

Mirabilli 

  We wszystkich baśniach krainy były zamieszkiwane przez wróżki, księżniczki, czy inne stworzenia. Lasy były pełne zadziwiających kwiatów, które świeciły nocą delikatną poświatą koloru swych płatków, czy miały niezwykle powalającą woń.
Krainę Mirabilli zamieszkiwają głównie elfy, i to one nią rządzą. Terytorium jest podzielone na cztery części  jak cztery strony świata, i każdy dwór sprawuje  piecze na swymi ziemiami. Tak jak każda kraina ma władcę tak, i ta ma główny pałac, i monarchę, który mądrze, i sprawiedliwie rządzi całą Krainą. Król Eular wraz z małżonką królową Amarią, i dwoma synami Solasem, i Erinem roztacza opiekę na północy. Pałac nosi nazwę Derindel, a otaczający go Las Firien. Derindel jest główną władzą w Mirabilli. Pozostałe strony świata moją swych rządców.
    Na wschodzie znajduje się dwór Galar Durs, a jego terytorium roztacza Las Seregon rządcą zaś jest surowy Edrich, który twardą ręką pilnuje spokoju na swych ziemiach, i każe każdego kto ośmieli się ten ład zakłócić. Syn Edricha Ledarin tak samo jak jego ojciec ma zatwardziałe serce, którego murów nic nie zburzy.  
      Zachód otacza Las Beregoris, a w jego centralnym punkcie wznosi się dwór Valendard. Na tych ziemiach zazwyczaj panuje spokój, bo rządca Allaron, i jego żona Linaria bardzo miłuje swój lud, i robi wszystko by jego mieszkańcy żyli w dostatku. Ich dzieci jednak zakłócają ten piękny obrazek swymi zabawami. Berdius i Eledra zamiast spędzać czas na nauce, i na naradach wolą robić psoty swoim poddanym, ale i na siebie nie szczędzą sił w walkach, i w kłótniach.
    Południe zaś całkowicie różni się od pozostałych dworów. Królowa Elasaris swoją władzę ściśle opiera na prawu, i nie dopuszcza by jakakolwiek sprawa wykraczała poza nie. Królowa ma córkę Galarienę, i wraz z nią sprawuje władze w Everdel w Lesie Dirineris.
   Wszyscy rządcy wraz z królem spotykają się cztery razy w roku by uczcić każdy początek rozpoczynający nową porę roku. Ucztują, i bawią się razem aż do pierwszych promieni słońca.
Teraz panuje w Krainie Pokój, ale kiedyś było inaczej. Dawni rzadcy, i dawny król bez ustanku toczyli ze sobą wojny o koronę, i o poszerzenie swych ziem. Gdy w końcu wymordowali się na wzajem ich dzieci obecni rządcy, i król postanowiły, że nie dopuszczą między sobą do takich rozlewów krwi. Dzieci rządców, i dziecko krola zasiedli na tronach, a wówczas skończył sie potop krwi. Dochodzi między nimi do zatargów, i mniejszych bitew, ale nie do wojen które toczyli ich rodzice, i które pochłonęły tysiące żołnierzy, i bezbronnych elfów. Razem też  stworzyli bractwo którego zadaniem jest opieka na wszystkimi Lasami Mirabilli oraz nad zamieszkującymi je stworzeniami. W środku Mirabilli stoi wieża, i mały dworek nazywany Per- Sirabell. Elfy strzegące Mirabilli są najlepszymi we władaniu magią, i bronią zostali wybrani  po jednym z każdego dworu, i pałacu.
   Mirabilli jest Krainą pokoju rządzącą przez dwory, i pałac z czterech stron świata pilnują oni, i opiekują się swymi Lasami, i nie dopuszczają by jakiekolwiek zło mogło się tu zalęgnąć. Niestety jednak ani oni ani Per-Sirabell nie strzegli jej dostatecznie dobrze, bowiem siły mroku znalazły szczelinę w wejściu do Krainy, i przedostały się do niej siejąc potajemnie swoje plony.

 


piątek, 11 kwietnia 2014

Książę Derindel

                                                  Prolog

Podobno na ziemi istnieją przedziwne rzeczy, niezrozumiałe dla nas, okryte płaszczem niewiedzy, schowane przed wzrokiem śmiertelnych. Większość nie wierzy w legendy, czy baśnie mówiące o pięknych stworzeniach mające oczy koloru złota, czy gwiazd, życie tak długie jak żywot drzewa, bo po co? Czyż, to nie są tylko bajki, by przybliżyć nam nieistniejący świat? Otóż nie. Każda osoba czy, to koleżanka, poważny bizmesmen czy, też przypadkowa osoba spotkana na ulicy zapytana czy wierzy w baśnie odpowie, że nie, i będzie cię karmić tymi kłamstwami, ale ja ci zdradzę sekret. Daleko stąd w kraju o nazwie Polska istnieje las. Piękny bór z drzewami o pniach tak potężnymi, że nie złamie ich żaden wicher. Rośnie tam pewne drzewo tak naprawdę nie różniące się niczym na pierwszy rzut oka, ale jednak kryjące w sobie tajemnice. Bowiem, gdy słońce wstanie, a złote promienie przebiją się przez rozłożyste korony, i spoczną na tym drzewie w ten otworzy się przejście, a ono zaprowadzi cię do Mirabilli prawowitej nazwy Krainy Elfów.