niedziela, 11 maja 2014

Rozdział III 

Ukochany brat 

Solas nie zmrużył oka tej nocy. Nie mógł spokojnie spać dręczony myślą, że coś zagraża Mirabilli. Po długiej, i męczącej nocy nadszedł różowy brzask książę elfów przyodziany w białą szatę z zielonymi wzorami oraz z zieloną peleryną narzuconą na ramiona; u boku zaś zwisał mu miecz schowany w skórzanej brązowej pochwie. Gdy był już gotowy zszedł na dół by przygotować wszystko do podróży. Posłał jednego ze strażników by obudził jego brata. Nie zgadzał się z decyzją ojca, że musi go zabrać ze sobą. Martwił się o niego był młody nie przeszedł jeszcze szkolenia. Książę zabrał na dziedzińcu kilku żołnierzy. Piechota zaś liczyła nie więcej niż ośmiu zbrojnych tak by nie rzucać się zbytnio w oczy, ale nie tyle dużo by mogli oni broniąc książąt Derindel. Przygotowawszy konia do podróży wyszedł ze stajni na dziedziniec. Był on w kształcie koła o podłożu srebrnym ozdobionego mistycznymi wzorami. Dookoła dziedzińca rozciągała się arkada o białych kolumnach po których to pięły się różne rośliny.  Po środku zaś rósł najstarszy dąb w całej krainie. Pod wielką rozłożystą koroną, która rzucała przyjemny cień czekała na Solasa piechota, a niedaleko nich stał Erin.
- Zbytnio go rozpieszczasz.  Robi się słaby.
Zauważył Solas gdy Erin podchodząc di niego czule głaskał swego konia po pysku. Młody książę obrzucił oburzonym spojrzeniem brata.
- To nie prawda. Nie słuchaj go Szary Wichrze jesteś silny.
Szary Wicher nie był zwykłym koniem. To istota była Rakaszą. Żywiołakiem wody złączonym z istotą żywą w tym przypadku konia. Rakasza mógł przybierać różne formy zwierząt najbardziej jednak wlał ta postać. Tą właśnie istotę Erin uratował od niechybnej śmierci. Mając dziewiędź  lat  książę uczył się strzelać z łuku. Szło mu niezbyt dobrze, ale był zdeterminowany, i tak łatwo się nie poddawał. Pewnego dnia  zgubił w lesie strzałę która to wraz z innymi była specjalnie dla niego wyrzeźbiona. Tak więc gdy strzelił, a ona minąwszy cel pomknęła w dal w gęstwiny musiał po nią pójść. Po mozolnych poszukiwaniach znalazł ją wbitą w ziemię, ale prócz strzały zobaczył coś jeszcze. Nie daleko zaledwie kilka metrów od strzały rosły cierniowe krzaki  o kolcach tak ostrych, że sięgały krwi, a wśród nich uwięziony był koń. Szare zwierzę o błękitnych jak lazur oczach patrzyło na niego błagalnie. Erinowi nie przeszła nawet myśl by go pozostawić na  samotną, i powolną śmierć. Porzucił łuk, i strzały i wszedł w cierniową pułapkę by go uwolnić. Koń pozostawał cały czas bezruchu gdyż przez tak gęste pnącza nie mógł się ruszyć. Sierść szarą jak popiół zdobiły palmy krwi. Długo trwało nim go oswobodził ale udało mu się, i wyszedł ze zwierzęciem pokaleczony z pułapki śmierci. Rakasza w podzięce za uratowanie życia naznaczyła go znamieniem połączenia. Był to zwór ciągnący się od nadgrastka do łokcia po wewnętrznej stronie pięknymi, i starymi jak sama kraina znakami wody i lasu.  Ta chwila przypieczętowała  ich los. Szary Wicher czuł emocje swego pana, i mógł z nim rozmawiać w myślach z innymi mówił słowami, ale robił to bardzo rzadko, i tylko wtedy gdy miał ku temu ważny powód.
Erin dosiadł konia, i patrzył jak brat poprawia uzdę swemu wierzchowcowi.
- Erin.
Usłyszał obok głos ojca. Spojrzał na niego, i napotkał spojrzenie pełne ciepła.
- Tak?
On chwycił syna mocno za dłoń, i spojrzał mu w oczy.
- Bądź ostrożny, i pilnuj brata czasem bywa zbyt porywczy.
 Obaj spojrzeli na Solasa, który dosiadał właśnie konia.
- Dobrze
Król Eular uśmiechnął się do syna. Złapał go za kark, i przybliżył do siebie po czym ucałował w czoło.
- Wracajcie jak najprędzej.
Erin poprawił przechyloną na bok srebrną koroną z zielonymi liśćmi na głowie ojca, i skiną mu głową. 
Solas dał znak do odjazdu, i wszyscy ruszyli z głośnym tentem ku bramie. Erin poprawił się na siodle, i ruszył za bratem. Po kilku sekundach zrównał z nim  gdy w samo przekroczyli drugą bramie, i skierowali się na wschód. Dotarcie do miejsca wskazanym wieczorem przez ojca zajęło im kilka godzin w zupełnej ciszy. Gdy wjechali na wschodnie tereny Lasu Firien niemal od razu poczuli coś niepokojącego w powietrzu. Erin czuł dziwną energię jakby smolistą mgiełkę osiadającą na jego ciele powodując, że oddychanie stało się ciężarem, a w sercu zagościł lęk.
- Solas.
 Powiedział cichym zlęknionym głosem, i spojrzał na brata.  Na czole jego dostrzegł błyszczące w słońcu krople potu.
- Też to czujesz? Nic dziwnego, że wszystkie zwierzęta stąd uciekły.
Solas przybliżył się do brata. Zobaczył bowiem strach w jego oczach.
- Bądź blisko mnie.
On skiną głową, a troska brata spowodowała, że strach się zmniejszył.
Wyjechali z linię drzew na polanę na środku, której stagnowało niewielki jezioro. Trawa na polanie była wyschnięta i ciemna. Chrzęściła pod kopytami koni niebo zaś nad wodą jedynie było czarne jak przed burzą.
Solas spojrzał do tyłu.
- Bądźcie czujni.
Rozkazał, i stępem ruszyli przed siebie.
- To..... Co to jest?
Zapytał jeden z żołnierzy gdy stanęli. Erin zszedł z konia, i podszedł bliżej jeziora. Gdy prawie dotykał już wody brat szarpną go to tyłu, że poleciał mu w ramiona.
- Nie podchodź.
Soals zacisną mu dłoń na ramieniu.
- Wszystko jest martwe.
Wody jeziora były bowiem ciemne, i mętne, a ryby które je zamieszkiwały dryfowały teraz bez ducha na powierzchni.
Nagle Erin usłyszał trzask gałęzi, a gdy spojrzał w stronę wierzby rosnącej przy brzegu zobaczył kobietę wychodzącą niepewnie za jej pnia.
Erin zerkną na Solsa, który w dłoń zaciskał na rękojeści miecza. Prześlizgną jeszcze spojrzeniem po piechocie, i zobaczył miecze dzierżące w każdej dłoni zbrojnego elfa. Książę zabrał dłoń z miecza, i machną na towarzyszy by ci swoją opuścili.
- Kim jesteś?
Zapytał książę Derindel stojącą przy wierzbie płaczącej kobietę ubraną w czarną suknie z również w tym samym kolorze włosami niedbale spływającymi po jej ciele, aż do ud. Obejmowała się rękoma, i zgarbiona patrzyła na nich z lękiem tlącym się jak płomień świecy w fioletowych oczach.
- Na imię mi Moras panie.
Głos kobiety drżał, a gdy Solas chciał do niej podejść, i jej pomóc ta cofnęła się do tyłu.  Książę wyciągnął przed siebie dłoń, i szedł powoli nie chcąc jej bardziej przerazić.
- Spokojnie. Co tu robisz?
Moras rozpłakała się na jego słowa. Solas znalazł się blisko niej, i zamkną w ramionach.
- Jesteś bezpieczna wiesz co tu się stało?
Moras podniosła głowę, i spojrzała na jego twarz.
Był pięknym młodzieńcem o oczach koloru wiosennej trawy, i czarnych włosach okalającymi jego czoło. Opuścił ręce, a wtedy ona zobaczyła pierścień na jego palcu lewej dłoni. Był koloru srebrnego o okrągłym kształcie. Po środku widniał herb Derindel. Był to dąb, a nad nim korona zaś w niej znajdował się mały jak łza kamień.
- Ty jesteś  książę Solas  następca tronu Derindel.
- Tak.
Odpowiedział krótko, a to jedno słowo zmieniło wszystko.
Na twarzy Moras pojawił się uśmiech. Nagle uniosła ręce  do góry, a spod ziemi gdzie stał Soals wystrzeliły grube jak sznury korzenie wierzby. Książę Solas krzyknął gdy korzenie obwiązały się wokół jego nóg, i uniosły do góry, i zaczęły pełzać po ciele jak węże zaciskając się mocno.  
- Bronić książąt!
 Wykrzyknał jeden z żołnierzy rzucając się do ataku zaś inni dobyli swe miecze, i poszli w jego ślady.
Solas szarpał się chcąc się uwolnić lecz im więcej to robił bym silniej zaciskały się więzy.
Moras podeszłą do niego i zabrała mu pierścień z palca. Nagle usłyszała cichy świst. Umknęła strzale, która przeleciała centymetr od jej głowy. Prędko dobyła w dłoń miecz Solasa, i wystrzeliła go do przodu. Żołnierz nadział się na ostrze, a po srebrnej klindze zaczęła cieknąć krew. Kobieta wyciągnęła miecz z jego ciała, i zatopiła w następnym.
Erin w tym czasie pobiegł do brata. Wyciągnął za pasa sztylet, i zaczął przecinać w panice korzenie.
Po chwili brat upadł na ziemię. Zdążył jednak tylko odebrać oręż od Erina gdy znów został poderwany do góry.  Liany wierzby obwiązały go i unosiły nad wodą głową do dołu. Moras stała zaś na brzegu w wyciągniętą ku niemu dłonią. Erin rozejrzał się szukając pomocy, ale zobaczył jedynie martwe ciała elfów skopane we własnej krwi z przerażeniem na twarzy.
- DZiękuję ci za dar książę Solas, i szkoda że musze zrobić to.
Z jej słowami z jeziora wystrzelił czarny wodospad tworząc kule wody. Wierzba puściła Solasa, a ten z krzykiem rozdzierającym serce młodszego brata wpadł do niej.
- Solas!
Krzyknął Erin, a jego brat spojrzał na niego z przerażeniem. W panice poruszał ustami, ale żadne słowo nie doszło do Erina.
- Pożegnaj się bo więcej go nie ujrzysz!
I opuściła dłoń a kula runęła w dół, i wpadła do jeziora i utonęła w głębinie z uwięzionym w środku księciem elfów.
- Nie!
Erin wbiegł do jeziora pełnego martwych ryb w desperacji, że uratuje brata. Nie było na to cienia nadziei.
Poczuł nagle mocne uderzenie w tył głowy. Świat zawirował mu przed oczami, a on stojąc po kolana w brudnej wodzie wpadł do niej. Do ust wlała mu się woda a na oczach usiadła zasłona ciemności.





2 komentarze:

  1. Ej nie zabijaj ich :( polubiłam te elfy XD
    rozdział super, pełen emocji :)
    czekam z niecierpliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie te twoje komentarze dają mi koma do dalszego tworzenia cieszę się, że ci się podoba. ;)

      Usuń